215. Światło, którego nie widać Anthony Doerr

Ilość stron: 640
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2015
Ocena: 7/10

    Czasy II wojny światowej, Paryż. Kilkunastoletnią Marie-Laure wychowuje samotnie ojciec, który pracuje w jednym z muzeów. Dziewczynka kilka lat temu straciła wzrok i na nowo zaczęła poznawać świat, licząc kroki, wyobrażając sobie kolory. Oboje bardzo się kochają, jednak wojna niesie za sobą liczne problemy, śmierć i zamęt. Wkrótce potem są zmuszeni opuścić Paryż, a ich dalsze losy staną pod znakiem zapytania. Równocześnie poznajemy historię Wernera, chłopca zamieszkującego niemiecki sierociniec, który jest zafascynowany nauką i nie chce spędzić reszty życia pracując w kopalni. Jego talent i ambicje zauważa pewien mężczyzna i chłopiec dostaje życiową szansę. Otóż trafia on do elitarnej szkoły szkolącej przyszłych żołnierzy Wehrmachtu. Czeka go tam wiele prób, wyzwań, a przede wszystkim musi wybrać czy służyć ojczyźnie, czy działać wedle tego, co podpowiada mu serce i sumienie.


    Słysząc liczne zachwyty nie mogłam pominąć takiej głośnej powieści, jak "Światło, którego nie widać". Tym bardziej, że autor pracował nad nią dziesięć lat i dostała jedną z ważniejszych książkowych nagród. Już na samym początku przygotowałam się na to, że nie będzie mi się ją szybko czytało, z tego względu, że nie przepadam za tym gatunkiem. Szczególnie historia drugiej wojny światowej wydawała mi się ciężkim orzechem do zgryzienia. Dlatego zamiast na historycznych faktach skupiałam się raczej na postaciach. Marie-Laure to niesamowicie dzielna i pełna ciepła dziewczynka. Kalectwo nie zabrało jej radości z życia, cieszyła się każdym drobiazgiem oraz miłością ojca i stryja. Ciekawym bohaterem był także Werner. Wydawać by się mogło, że wszyscy niemieccy żołnierze to potwory z piekła rodem, jednak tutaj poznajemy wrażliwego na ludzką krzywdę nastolatka. Opuścił najbliższych by się uczyć, jednak nie spodziewał się, że jego dowódcy będą od niego oczekiwać takich rzeczy.
    
    Tak jak się tego spodziewałam, wątek miłosny, który został tu nakreślony jest bardzo, ale to bardzo delikatny. Przez swoją subtelność i niewinność zyskuje on w oczach czytelnika. Tak jak wspomniałam wcześniej historia odgrywa tu dużą rolę, jednak ja nie potrafiłam się nią delektować. Książka została podzielona na krótkie rozdziały pisane z perspektywy Marie-Laure i Wernera, które w pewnym momencie się połączyły. Dzięki temu zabiegowi powieść czytało się szybciej, niż bym się mogła spodziewać. Co prawda "Światło, którego nie widać" nie wywołało u mnie gwałtownych uczuć, ale zdecydowanie nie żałuję, że po nie sięgnęłam. Doceniam wkład i olbrzymią pracę autora, jego styl i sądzę, że jest to typ powieści, którą każdy powinien przeczytać, niezależnie od preferowanych gatunków.

Komentarze

  1. Kupiłam tę książkę rok temu, ale do tej pory nie mogę się za nią zabrać. Czekam a dzień, kiedy przyjdzie mi na nią ochota, bo są to zdecydowanie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam na półce od dawna i kiedyś na pewno przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz