307. Wieża świtu Sarah J. Maas

Ilość stron: 845
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2018
Ocena: 8/10


   Były Kapitan Gwardii Królewskiej, a obecnie Namietnik Chaol Westfall wyrusza wraz z Nesryn Faliq wyrusza do egzotycznej Antici. Rządzący nią Kagan jest potężnym człowiekiem o licznych armiach, na których zależy Westfallowi. Bowiem jego zadaniem jest zdobycie tego silnego sojusznika do walki z Valgami, z którymi za morzem zmagają się Aelin Galathynius i Dorian Havilliard. Ponadto pomocy szuka również dla siebie. Gdy Szklany Zamek uległ zniszczeniu, Chaol doznał uszczerbku na zdrowiu i stracił władzę w nogach, dlatego też liczy na umiejętności w leczeniu uzdrowicielek z Torre Cesme. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli, gdyż Kaganat pogrążony jest w żałobie po śmierci najmłodszej księżniczki i władca nie jest zainteresowany politycznymi manewrami. Uzdrowicielką mężczyzny zostaje Yrene, niezwykle zdolna młoda kobieta, która szczerze nienawidzi Adarlanu za to, co jej niegdyś uczynił, przez co leczenie człowieka, który go reprezentuje przychodzi jej z wielkim trudem. Mroczne siły podążają jednak za dwójką przybyszów i wkrótce kwitnący Kaganat i jego mieszkańcy mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.
   Za każdym razem, gdy wychodzi książka spod pióra Sarah J. Maas czuję wielką ekscytację. Wiele lat temu zakochałam się w Szklanym tronie, a potem poznałam Dwory, które od razu podbiły moje serce. Nie mniej jednak nadal jestem wielką fanką jej pierwszej serii. Wiem, że wielu czytelników nie przepada za postacią Chaola, ale mam wrażenie, że nie zawsze tak było. Sądzę, że autorka wydobyła z niego wszystkie złe cechy, by na pierwszym planie postawić Rowana i by on stał się główną męską postacią. Ja mimo to przez te wszystkie tomy trwałam przy Chaolu i cieszę się, że dostał swoją powieść. Tym razem zostajemy zabrani do wspaniale rozwijającego się kraju, gdzie widzimy przepych, ruki, które uwielbiane są przez mieszkańców, ogromne gmachy, biblioteki i liczne uzdrowicielki, które dysponują wyjątkową magią. Pojawiło się wiele wspaniałych postaci, które szybko skradły moje serce jak Hasar, Sartaq, Houlun i Nesryn, którą mogłam bliżej poznać. Czasem problemem była dla mnie Yrene, a rola, którą przypisała dla niej Maas nie zawsze mi odpowiadała. W większości uwielbiam tworzone przez nią pary, ale jedna konkretna nie przypadła mi do gustu, bo liczyłam, że los Chaola jednak będzie inny. W powieści jest sporo opisów, a większość czytelników raczej tego nie lubi. Na szczęście tym razem były one tak plastyczne i trafione, że dzięki nim mogłam chłonąć ten świat w stu procentach. Akcja rozwijała się stopniowo, by pod koniec zdecydowanie przyspieszyć i nas porwać. 
    "Wieża świtu" nie jest powieścią napisaną na siłę czy dla zysku. Świat, który poznaliśmy z "Szklanym tronie" tak się rozrósł, że żeby poznać bliżej Kaganat wręcz musiała powstać osobna historia. Niezwykle podoba mi się to, jak ewoluują bohaterowie, jak zmieniają się ich priorytety i osobowości oraz to, że autorka nie osiada na laurach i ciągle podsuwa nam fascynujących bohaterów. Jestem pod dużym wrażeniem opowiedzianych przygód i uważam, że "Wieża świtu" jest obowiązkową lekturą dla fanów serii, gdyż wnosi mnóstwo istotnych kwestii i będzie miała spory wpływ na dalszą fabułę.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Uroboros

Komentarze

  1. Ja się jednak zastanawiam, czy ta książka nie była trochę za długa. Wydaje mi się, że pierwszą połowę dało się nieco skrócić przy zachowaniu wszystkich wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz